„Czuję spokój: Mimo braku przesłanek, z Tirany nie wrócimy na tarczy”
Futbol potrafi być niesamowicie fascynujący i niewiarygodnie skomplikowany. Zawiera w sobie elementy przeczucia, domysłów, przekonań i próby przewidzenia wyników. Właśnie w takiej sytuacji znajduje się teraz polska reprezentacja piłkarska, chociaż powodów do optymizmu w ciągu ostatniego roku nie było wiele. W obliczu wyprawy do Tirany panuje jednak dziwna cisza i pokój. Głównym pytaniem jest, jaki jest nasz plan?
Nie można nie szanować piłkarzy z Albanii i zdawać sobie sprawę, że od teraz czeka nas trudna gra na gorącym terenie, nawet w bałkańskim „kotle”. Niemniej jednak jestem przekonany, że tego meczu nie przegramy. Remis w przypadku zwycięstw w trzech kolejnych spotkaniach, na Wyspach Owczych i u siebie z Mołdawią i Czechami, da nam 16 punktów.
Oczywiście, do końca będzie nerwowo, a może pojawić się matematyczna szansa na awans znaną z naszej piłki nożnej. Na razie jednak wszystko jest w naszych rękach. Negatywnych przesłanek do osiągnięcia sukcesu na razie jest niewiele, ale celem obecnej reprezentacji i trenera Fernando Santosa jest kwalifikacja na EURO 2024.
Jeżeli przypomnimy sobie, jak Portugalia pod wodzą obecnego trenera biało-czerwonych wywalczyła tytuł mistrza Europy w 2016 roku, okaże się, że być może jest to jego charakterystyczna cecha.
Przyjechała do nas drużyna, która mimo porażki w Pradze, nie zamierzała wykorzystać naszej nerwowej gry. Teraz zobaczymy drużynę, która musi odrabiać straty. Bezskutecznie – choć na pewno na moment mocno nam przyspieszyło bicie serca.
Podsumowując, jestem przekonany, że wrócimy z Tirany z korzystnym wynikiem. Także dlatego, że mimo, że albański „orzeł” ma w godle dwie głowy, nie musi być groźniejszy od naszego. Jest to drużyna, która jest absolutnie w zasięgu naszej, choć jeszcze nieskonstruowanej reprezentacji. Nie spodziewam się wielkich cudów, ale dobrego wyniku już tak.