„Mężczyzna żartujący o bombie w bagażu nie wpuszczony na pokład samolotu w Warszawie”
Konsekwencje zasady „żarty kończą się na lotnisku” stały się rzeczywistością dla obywatela Szwajcarii, który padł ofiarą swojego nieodpowiedniego dowcipu. Ze strażą graniczną na warszawskim lotnisku podzielił się informacją, że w swoim bagażu ma bombę. Wywołało to natychmiastową reakcję służb bezpieczeństwa.
Jak się okazało, mężczyzna podróżujący do Genewy wcale nie miał w swojej walizce żadnych materiałów wybuchowych. Po przeszukaniu i sprawdzeniu, że wszystko jest w porządku, podróżujący przyznał, że żartował.
W związku z tym incydentem straż graniczna musiała przekazać tę sprawę kierownikowi zmiany Placówki Straży Granicznej w Warszawie-Okęciu. Zostały podjęte środki bezpieczeństwa, a podróżujący, a nawet jego bagaż, zostały dokładnie sprawdzone, co przekazała Straż Graniczna: „Mężczyzna nie był agresywny i wykonywał wszystkie polecenia, został odizolowany od pozostałych podróżnych, a następnie wraz z bagażem sprawdzony pod kątem posiadania przedmiotów niebezpiecznych – wynik negatywny”.
Nie wszystko jednak skończyło się dobrze dla Szwajcara. Mimo braku prawdziwej bomby, za swój żart zapłacił mandatem w wysokości 500 zł. Co więcej, nie mógł podróżować dalej planowanym lotem. To dowód na to, jak poważnie lotniska traktują kwestię bezpieczeństwa i nie tolerują żadnych żartów dotyczących bomb.
Inne podobne incydenty miały miejsce w Polsce w ostatnich miesiącach. W lipcu 51-latek nie poleciał na wakacje, bo zażartował na lotnisku w Radomiu, że przewozi dwie granaty. W czerwcu, 40-letni podróżny z Gdańska twierdził, że ma w walizce bombę. W obu przypadkach podróżni zostali ukarani i nie mogli dokończyć swojej podróży.
Bez wątpienia, jest to ważna lekcja dla wszystkich podróżujących: żarty na lotniskach – zwłaszcza te dotyczące bomb – są poważnym przewinieniem, za które można ponieść surowe konsekwencje.